czwartek, 6 listopada 2014

Kartka z kalendarza

Ostatnio w Zambii dużo się dzieje. 

Niekoniecznie dlatego, że co raz częściej mamy burze i generatory prądu wyładowują się razem z atmosferą. Albo dlatego, że od dwóch tygodni kran służy za dekorację z powodu braku wody i biegamy po placówce z wiadrami. Nie dlatego, że szturmują nas codziennie bezlitosne latające mrówki. I komary, które po zmierzchu wirują w swoim opętańczym tańcu zaraz przy moim uchu. Ani dlatego, że gdzieś w ogrodzie grasuje żółta mamba i wieczorem mój własny cień płata mi figle, kiedy udaje, że chce mnie zaatakować. To afrykańska codzienność. Burze, brak wody, brak prądu, współzawodnictwo z robakami i wężami, to chleb powszedni. Nic szczególnego. To spokojna, afrykańska egzystencja. To swobodny rytm, który został niedawno przerwany czymś obcym i niepasującym. Tak, jak by ktoś wkładał widelec od grilla w żyjące beztrosko na łonie przyrody mrowisko.


Oficjalne źródła podają, że w Zambii można zetknąć się z 22 językami. W rozmowie z tutejszymi dowiaduję się, że jest ich nawet siedemdziesiąt. Gdyby to pomnożyć przez wszystkie współczesne państwa Afryki, dałoby to setki, jeśli nie tysiące języków. Można wyobrazić sobie Afrykę jak arkusz papieru w kratkę formatu A-0. Każdy półcentymetrowy kwadracik to grupa ludzi, których łączy wspólne terytorium, język, tradycje, wierzenia, krew i prawa. Grupa, która przez swoją strukturę i funkcję mogłaby być definiowana jako kraj, albo nawet państwo. Grupa, która żyje bezpiecznie swoim życiem, wiedząc, kto jest wrogiem, a kto sojusznikiem. Grupa, która doskonale wpisuje się w harmonię otoczenia. Która wie, jak z tego otoczenia korzystać i co mu ofiarować. 


Równo pięćdziesiąt lat temu Zambia odzyskuje niepodległość. Podobnie, jak większość obszaru Afryki środkowej i południowej. Niezmienione, zachowane w kolonialnej formie państwa, dostają się w ręce uciskanych przez Muzungu, rdzennych mieszkańców kontynentu. Dają początek walce o władzę: walce o "mieć"i "być", tak jak biali "mieli" i "byli". A teraz raczej, jak biali "mają" i "są". 

Widać to po zachodnich sklepach, na które nie stać przeciętnego Zambijczyka. Widać to po nieudolnej biurokracji w urzędach, kiedy od czerwca czekamy na podpisanie zgody na pracę wolontariacką. Po tym, że przy zakupie karty do telefonu musimy okazać paszport. Widać to po złośliwości na granicy, kiedy dostajemy wizę biznesową na miesiąc bez możliwości przedłużenia pobytu. Widać to po zakupie dobrego samochodu z klimatyzacją i uwadze skierowanej do nas, że w Europie taki samochód to "śmieć". Słychać to po komentarzach "Jestem głodna, chcę banana" i "Podobają mi się twoje szorty, daj mi je, kupisz sobie drugie" od osób, które nie wyglądają na najbardziej potrzebujące. Dają nam o tym znać obchody święta niepodległości, kiedy zakładamy zambijskie chitengi, a reakcją okazuje się śmiech. Kiedy wszyscy chcą zrobić sobie z nami zdjęcia i szarpią nami, jak białymi misiami przechadzającymi się w celach komercyjnych po ulicach europejskich miast.


W rok jubileuszu odzyskania niepodległości, niespełna tydzień po uroczystych obchodach, media z RPA podają informację o śmierci prezydenta Zambii. Następnego dnia potwierdzają to zambijskie źródła. Prezydent umiera w Londynie, był w trakcie leczenia raka. Oficjalnie informacja zostaje przekazana dzień po jego śmierci. Nieoficjalnie mówi się, że umarł ponad miesiąc temu, jeszcze przed obchodami święta niepodległości, ale nie chciano o tym informować społeczeństwa. Ma to być podyktowane obawą przed dezorganizacją państwa i zamieszkami. Nie chciano też zaniechać obchodów jubileuszu. Pięćdziesiąt lat po odzyskaniu niepodległości od kolonializmu, pieczę nad Zambią obejmuje BIAŁY wiceprezydent.


Pierwszego listopada ciało prezydenta dolatuje do ojczyzny. Pożegnanie na miarę głowy państwa niczym nie odbiega od tego u nas. Wojsko, państwowa orkiestra, składanie wieńców. Transmisja telewizyjna gromadzi przed odbiornikami tych, którzy mają dostęp do miejsca z potrzebnym do odbioru sprzętem. Jednak nie każdy ma ten przywilej. Nie wszyscy też mówią po angielsku. Gdzieś głęboko w buszu są jeszcze tacy, którzy o niczym nie wiedzą. Którzy nie żyją krzykiem polityki, ale naturalną afrykańską harmonią. Przynależni do ziemi i natury, nie do granic.


Po hucznych, radosnych obchodach rocznicy niepodległości, Zambia zamiera. Wspomina wczoraj, boi się o dzisiaj, i pyta o jutro.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz