Dopijam schłodzoną kawę i
pospiesznie przeglądam w komputerze foldery, które stoją nieruszone od miesięcy.
To notatki ze studiów. Nie sądziłam, że kiedykolwiek do nich wrócę, a już na
pewno nie w Afryce, w trakcie misji. Kursor myszy płata mi figle, a dokumenty złośliwie
otwierają się w zwolnionym tempie. W głowie, jeden za drugim, pojawiają się nowe pomysły do sprawdzenia. Nie wszystko mam w zasobach twardego dysku, a
Internet oczywiście nie działa. Czuję dreszcz niepokoju w dłoniach. Nie wiem, czy sobie poradzę... Spoglądam
na zegarek: dziesiąta dwadzieścia trzy. Powinni już tu być.
Kreślę czarnym cienkopisem myślniki kolejnych wskazówek, o których powinnam pamiętać. Sięgam po trzy kartki
papieru, flamastry i telefon – tak na wszelki wypadek. Podświetlam ekran za
pomocą prawego kciuka, by sprawdzić, czy nie ma żadnego połączenia i słyszę melodię z
londyńskiego Big Bena. To nasz dzwonek do drzwi. Przyjechali. Młode małżeństwo,
oboje niewiele po trzydziestce. Witam ich w progu domu.
Ona – elegancka, młoda
kobieta. Niesie na rękach małą dziewczynkę w różowej sukience. To ich
pięcioletnia córka. On - wysoki, dobrze
zbudowany mężczyzna. Prowadzony jest przez swojego młodszego brata. Ten trzyma
go mocno za prawe ramię i pomaga mu przemieścić bezwładną część ciała na przód.
Iden siada naprzeciwko mnie. Ma
zmęczoną lub przygnębioną twarz. A może jedno i drugie… Milczy. Pytam go, jak
się czuje, jak ma na imię, ile ma lat. Ale jego odpowiedź to jedynie kilka niezrozumiałych
dźwięków i grymas bezsilności. Spuszcza głowę i wtapia wzrok w kant stołu.
Ściska mnie w gardle, kiedy widzę, jak gaśnie. Chce odpowiedzieć, ale nie może.
Wargi tworzą nienaturalne układy, nad którymi nie nadąża głos. Prawy kącik ust wyraźnie
opada. Pytam o dokumentację medyczną, ale obsługa szpitala jeszcze jej nie
znalazła...
W rozmowie dowiaduję się, że Iden
był menadżerem produkcji w tutejszej kopalni miedzi. Skończył studia.
Lubił czytać i to, czym się zajmował. Chciał się rozwijać, dużo się szkolił. Niecałe
dwa lata temu nagle wszystko się zmieniło. Doznał udaru mózgu. Ma
bezwładną prawą stronę ciała. Nie może wrócić do pracy, przytulić córki, ani
nawet powiedzieć żonie, że ją kocha. Pytam Gertrudę, jak ocenia komunikację z
mężem. Twierdzi, że Iden prawie nic nie rozumie, ani nie pamięta. Potrafi
jedynie wskazać palcem na podstawowe przedmioty. Porozumiewawczo stuka się w
czoło zerkając, czy Iden nie widzi jej gestu. Zobaczył. Opuszcza głowę jeszcze
niżej. Wygląda na to, że od dwóch lat żyje zamknięty we własnym ciele. Rozumie
rzeczywistość, ale rzeczywistość nie rozumie jego. Udar, odbierając mu sprawność
i mowę, odebrał także nadzieję jego bliskim.
Postanawiamy z Karoliną, że
przeprowadzimy kilka orientacyjnych ćwiczeń.
Na początku proponujemy zapisanie liter pod dyktando, sprawną lewą ręką. Pisze. I to wszystkie podyktowane.
Następnie prosimy o zapisanie imienia. Pisze. Z trudem, ale prawidłowo.
Potem prosimy o ułożenie rozsypanych liter w proste wyrazy. Układa.
Później sprawdzamy znajomość cyfr, kolejność, liczenie i orientację przestrzenną. Radzi sobie dobrze.
Na koniec prosimy o skopiowanie prostego obrazka.
Wszystkie polecenia wykonuje z trudnościami, ale w pełnym ich zrozumieniu.
Zerkamy z Karoliną na siebie nawzajem. Teraz jesteśmy już pewne: Iden rozumie i jednak trochę pamięta. Nie jest tak, jak od dwóch lat myśli jego rodzina.
Na początku proponujemy zapisanie liter pod dyktando, sprawną lewą ręką. Pisze. I to wszystkie podyktowane.
Następnie prosimy o zapisanie imienia. Pisze. Z trudem, ale prawidłowo.
Potem prosimy o ułożenie rozsypanych liter w proste wyrazy. Układa.
Później sprawdzamy znajomość cyfr, kolejność, liczenie i orientację przestrzenną. Radzi sobie dobrze.
Na koniec prosimy o skopiowanie prostego obrazka.
Wszystkie polecenia wykonuje z trudnościami, ale w pełnym ich zrozumieniu.
Zerkamy z Karoliną na siebie nawzajem. Teraz jesteśmy już pewne: Iden rozumie i jednak trochę pamięta. Nie jest tak, jak od dwóch lat myśli jego rodzina.
„Panie Iden! Pan wszystko
rozumie! To wspaniale!” – wykrzykujemy zgodnie. Momentalnie twarz Idena
przybiera szeroki uśmiech. W oczach pojawia się radosny blask, a sprawna ręka
silniej zaciska oparcie fotela. Po chwili wyciąga ją w naszym kierunku, jakby w
geście wdzięczności. Serce bije mi szybciej, a w oku kręci się łza. Nie mogę
powstrzymać radości. Właśnie stał się cud. Rzeczywistość zrozumiała Idena.
Proponuję, żeby ćwiczył lewą
rękę, próbował pisać, bo wygląda na to, że potrafi. To jego zadanie do naszego
kolejnego spotkania. Dzisiaj są Walentynki. Być może, po dwóch latach milczenia,
napisze swojej żonie, że ją kocha?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz